łkanie

co przywraca w pamięć
samo się zabija
cała ta gęba dobita
i pojemna
i pożąda
gniazdo uwikłane gdzieś
syndrom jedynaka
gniewny marsz 
przebiegł znów tą myślą
zaplata

chorobliwa zazdrość
nieporządany efekt
rychła skromność
i po co ten efekt?
zasymilowana ziemia
pół tonu gruzu
spada

nie czuję się zdrowo
czuję moc sprawczą
moralność zabrania
bardzo chcę i jednocześnie
nie chcę
to wybór należy


widzę kanał
brudy kolorytu ciemnego brązu
pobite i przeorane
zniszczone niedopalone
brudne i wycieńczone
potłuczone wywalone
całkiem przez wspomnień wał
wygniecione








rozebrałem się

dla dobra czy spokoju, ominiesz prawdę by nie zniszczyć
nie mówiąc, chcąc zasłaniać

i dlaczego tak nazywam
że górnolotnie, nie da się inaczej
bo jak to jest nieoczekiwanie
patrzysz i topisz nie jeden lodowiec
bo nie da się inaczej

czasem nóż tak dzierżyć i kawał mięsa odciąć, albo choć naciąć

jedna strona determinuje działanie 
chęć zobaczenia terminala 
dużo rzeczy to pozwala
przykład: wywieźć za brzeg

druga zaś dobija się mądrością dalajlamy
jakąś niepohamowaną walką gdzie widzisz, że to jednostronie działa
że to tylko ułuda myśli się skrada
i utyka znów rzeczywistość

chcę mówić ale ważę

przesadny harpun przebił
objętny kwas strzelił
społeczeństwo wymaga trzewi

wzruszaj dalej ramionami
pchaj to do przodu

rzuchwa pękła


Archiwum bloga