Powiedział, że większość rzeczy, sytuacji i wniosków zależy tylko od ciebie.
jest
wiatr w oczy
dotyka lini twej dłoni
jestem tu
wybacz ale nie chce chwili
zrozumiałem
wystawiłem
ilość mnogości
wątpliwości
decyzja raz
nie można się poskładać
chce leżeć
cieszyć się trzeba
wierzba ostrzega
śmieć się rozkłada
jest towarzysz devendra
myśli pełna głebia
chyba dziwny nerw
pod brzuch się skrada
i żołądku ścianki
rozsadza
urazówka
neonów pełna
ścieżka
gród polski
obdarty z mebelków
przyjechały ambulansem
archanioły
unoszą
w ekstremach
koło czwartej
zaczynam zasypiać
skonsumowawszy blizny smak
udaję się na plac bieńczycki
- po warzywa
odbiły się wszystkie cząstki
od siebie
nie chcąc wrócić
na miejsce
grunt przyciąga
nigdzie się nie wybiera
tylko opór
klepie
- po plecach
zjednoczyłem się w etapie
Terapia
była niepewność, to znaczy ona jest
wracam i polecam sposób terapeutyczny na wszelkie problemy
natury egzystencjalnej
Folia malarska na galęziach, październik 2013, Las Wolski, Kraków.
uzyskany
chcesz żeby było tak codziennie
zapominasz o przesycie, a tym bardziej o umiarze
od części do kolejnej... części
to taniec rozluźnia nieobyczaje by nazwać
zaznawszy dość daleko posuniętych niegranic
jak szukać kolejnej ale nowej
konstansu nie szukaj
nie obawiaj się, to tylko schemat, niereguła
posunięte tylko dalej ciało
szuka ciała
zeznania pokazały
ofiara nie powinna się orzekać
gruntu można wyszukiwać pośrednio
stukaj
czekam aż powiesz
ja już mówiłem
#
czy jeśli zaszkodzi, to powiesz co jest prawdą
wobec jednostki-przeciw tej sytuacji?
devendra, bóg ojciec nie-śmierci syn
chyba zakochałem się w światłocieniu
który raz nieprawda staje się prawdą
po to by ustanowić swobodę jednostki w relacji
gdzie mi dzwięk uciekł gdyż echo odbił
kocham cię
jesteś swobodna pąsowością swą
jesteś mi obcy chociaż... zbliżenia i przenika
kurwa, to byk i jego teren
płaczę nad prostotą pól jego owiec i krzesła
chyba jest ojciec piętą
bo w ramionach ich trzyma
nie można zasnąć bo naditerpretacja
prowadzi do golden gate
po ekstremach lupy
się odbijamy chociaż droga betonowa
nie będę tłumaczył
chociaż próbuję
chcesz normatywnych przeświadczeń?
nie ma, trzeba wyjść
zrzuciwszy te znamiona rzeczy
bo juz nie mogę
wybuchnę, rozoram, doprowadzę... zniszczę
nie chcę
chcę
luźno
.
.
.
mleka nie było
inaczej wiesz
\/
co mam więcej
dłoń
jest już blisko
ucieszy
siermiężnie wyprostowany
umięśniona poduszka
grząska i podniebna stratosfera
wyciąga nie prosząc
do policzka dołoży
szczęśliwa osoba
w nieskończony moment
niech zapętla bo błogo
proste?
wyciąga nie prosząc
do policzka dołoży
szczęśliwa osoba
w nieskończony moment
niech zapętla bo błogo
proste?
po terapii
zostajesz zjedzony przedyktowanym już wcześniej przepisem
zryty ten stan bezwzględnego deptania swojego mniemania
szyty na miarę frak już nie pasuje nawet jeśli jest w kolorach
mango
znajduję się teraz na punktach zwrotnych przesycenia dnem
dostosowawszy do siebie wiele elmentów istotnych
korek wydusił się z szyiki strącając czarny kieliszek z
malinami
widząc łzy lasu i szelest ich opadania delikatnym wrzaskiem
zdusiwszy mętne podniebienia już wcześniej idącej nierozwagi
zbiegłem po grzbiecie niezważając że wpadnę po łokcie w
marakuję
sądzimy iż platynowa góra
rozwiąże kilkanaście wątpliwości
łudząc się że wariant będzie
jeden
gruzy
ktoś wszedł
w butach brudnych
uśmiech butny
ale wierzy w jeden
zawinięty w błoto
dziecko się staje
chciałby co wie - robić
a nie szukać materii rzeczy niestałych
cały czas cudzo
myślac o innej
wieje w wiatr słodki
puki dym mój wartki
po co te stada płomienne w nazwie
tylko stoją
gry te bolą
nie podoba mi się
zawinięty bo późno
wybrzeżem jesiennym tęten krok wybiera
kilka domów w zachodzie ale nietutejszych
jakiś sklep hopperowski się przewija, arabka idzie
śle swój rzut włosem pierzystym
obcość stanów zjednocznych pustkę zamkniętego osiedla wybiera
mija młodych i się zaprzyjaźnia
wymieniają zgrabne zdania
blond łania się zapala
podchodzi arab skuszony pomysłem kradzieży
chcę rzucić butelką ale nie wierzy
że przecież grawitacja akurat ten moment wyłącza
nowoczesne centra przestrzeni miejskich łuskają gałki
system pasów, świateł i młodych ludzi kolejnych
przechodzą korytalnym muzeum, zatrzymuję się
zielone ciastko i jej galaretka porząda
dzięki temu odzyskałem buty
chciałem wyjść ale myśl - kocha człowieka edenu -
postawiła mnie przed egzaminem czy potrafisz wybrać
stopę, która ruszy w daną stronę?
w dwudziesty pierwszy wieka wkracza
coraz bardziej się krochmali
i wydaję się że do stali bliżej
jednak sprawa się złuszcza
a tu chleb trzeba wyłuszczać
mam na imię dawid
gdzieś się spotyka
ze sobą trzon lasu widok żyda utwierdza
przebijać łamać i zza szyby machać
puki czas twój
i chrobrego się boi
nie ma drugiej
i nie ma też drugiego
wydając wszelkie oznaki
utopiłem się szybko
wystawiam szeroko oczęta swe niepewne
grymasząc puszczą sowitą
policzki wyżej unosząc
to tu jestem
lustro witkacego
zatem nie słyszysz
no dobra dobra
postawił przeto jedno
a się odbiła wielość
rozdaję trzydziści
a zyskuję piętnaście
bytowanie
to tylko w twojej głowie
ołowianie mistrza
nie zakochasz się w tramwaju
ani na chodniku
nie otwieraj oczu
potwierdzam
gryzę warki i
habitu szukam sens
doskonale wiemy
jak to się robi
gdzie most łączy
i rzeka rozdziela
pokuta i kolejny ekwiwalent
nie można się patrzeć bo widać
nie jesteś tu to wyłaź
szybka akcja po przekątnej i już cię nie ma
gry miejskie i wschody słońca plebejskie
kryształ już dusi
to wróć do meritum, sedna sprawy
pomów, a będziesz otwarty
wygardź sobą resztę świata
klękklnij będzie klata
niemowa
nie i negacja
gorzka transformacja
nie będzie wanny
brudy do prania
wysłałem już badania
zaczekaj już idziemy
odpalasz dżordża w pozycji
pół leżącej albo w ogóle już leżysz
nie pytam się nikogo - bo nie wierzysz
gratulacje pełna chata zgromadzona
wokół jedno arytmicznego źródła
które tu, już tutaj, wyschło
skarabeuszu złoty wejdź w korę
pokaż choć trochę ukojenia
żeby te leżenia nie miały podstaw
wyrzuć z siebie to dziwne poczucie
jestem tu z tobą albo jeszcze bardziej się obrócisz
piany nie było
nieprzypadkowy stan gdzie ciała już nie ma
z wielu aspektów wyłaniająca się konkluzja
szczere pole, ciemność
to jak widzisz?
czuję drewno pod głową i turkus
wbija w me oczy a podmuchy wiatru osaczają
dziękuję za to, że znaliśmy...
różnorodność flory otula kontur tego ciała
wszystko obwisło
płynę
gdzie spędziłeś ten czas
jak ustawiłeś ten pas
skąd doprowadziłeś ten kwas
to nie są historie
wybijasz mi zęby
to nie prysznic
szukasz w szufladzie ze sztućcami
to nie most żelazny, który znów blady turkus
odznacza
wpatrzony w wodę
faluję
jezioro łabędzie
z wody smukłe i łuki newtona
w oczach się
m i e n i ą
(wulgaryzm) znów się zaczyna?
sprzed laty stawiana zasada
tudzież z braku chęci - stagnacja, paralizująca
łakniesz i strąca
dziób swego i dłoń ego
myślę, że przedwczesnego
szybkie cięcie (wulgaryzm)
przewijanie pierzem schowanym w materiale
szybki wylot
aż drży
gryząc z przeciwieństwa i tak wiesz co zrobię
słucham uważnie
chwała ciszy
ubrałem się i tynk już odpadł - leży
jednak biel farby zostaje na plecach
winszując trochę wody z twego źródła
tylko leniwa antylopa zasięgnie
nie ma stanu żeby nazwać, chyba ze chcesz pwn
na stancję zaprosić
antologii w M i T50 - szukać nie będę
dźwięki odchodzą
chłód ciarek
ramię i pierś
aż głupio się przyznać
ale wierzyłem
Subskrybuj:
Posty (Atom)